Właściwie nie wiem, co w tym poście napisać... Droga powrotna... nie nastawialiśmy się na zwiedzanie... jechaliśmy po prostu do domu. Fakt, trasę zmieniliśmy, żeby mimo wszystko zobaczyć coś nowego, ale w gruncie rzeczy po prostu pchało nas do domu...
Pierwszy postój już godzinę drogi od Lizbony, w Fatimie. Nie wyobrażam sobie, żeby być tak blisko i nie zajechać... Tylko te tłumy ludzi... brak atmosfery... ale kolana sobie zdarłam jak trzeba :D
Potem już w drogę. Tym razem bardziej na północ Portugalii. Trochę strachu napędziły nam pożary, które widzieliśmy tuż przy drodze, helikoptery niosące wodę do ich gaszenia, kłęby dymu widoczne z daleka i zupełnie blisko, w wielu miejscach. Dym czuliśmy w samochodzie, a przejeżdżając tuż obok płonących lasów słowo daję czuć było przez szybę nawet bijące ciepło... trochę mi było nieswojo...
A za pożarami... kraina porto...
W Hiszpanii i Francji znowu piękne widoki...
A na koniec zajechaliśmy jeszcze do Czech :D Na knedliczki do przemiłej małej knajpki w pobliżu Karlovych Varów.
Nie liczyliśmy dokładnie, ale zrobiliśmy w tej podróży jakieś 7000 kilometrów. Zdecydowanie było warto...
wierze, ze warto bylo i jak mysle bedzie powtorka..
OdpowiedzUsuń